piątek, 23 sierpnia 2013

Rozdział X cz.II

ALICE


Stałam jeszcze przez chwilę na szkolnym korytarzu, a następnie udałam się do sali lekcyjnej..
Powoli otworzyłam drzwi i weszłam do środka pomieszczenia. Wszystkie oczy niestety były skierowane na mnie..
- Czy nie pomyliły się panience godziny lekcyjne bo nie chciał bym przeszkadzać w zapewne bardzo ważnych sprawach, ale spóźniła się panienka ponad 10 minut.. - powiedział pan Collins..
- Przepraszam to się więcej nie powtórzy - spuściłam wzrok i udałam się na moje miejsce.. Czas leciał nieubłaganie wolno, jeszcze nigdy w życiu chyba żadna z lekcji tak mi się nie dłużyła. Wskazówka zegara poruszała się strasznie powoli, a z racji, że była to moja ostatnia lekcja nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Jednak uratował mnie dzwonek kończący mój dzisiejszy dzień w szkole. Szybciutko wzięłam książki do ręki i niczym torpeda wystrzeliłam z klasy. Szłam powoli do drzwi wejściowych. Na środku korytarza zastałam mniejszą część szkolnej elity a mianowicie Lu i Nailla. Uśmiechałam się i przystanęłam na momencik wpatrując się w chłopaków. Po chwili zamyślenia wyszłam z budynku i udałam się do domu.
Ledwo otworzyłam drzwi a na środku korytarza zauważyłam rozłożone walizki i kartony..
- Co tu się dzieje – krzyknęłam
- Wyprowadzamy się za jakieś 3 dni dom został już sprzedany tak samo jak cała reszta
- Sprzedaliście nawet mojego konia
- Tak- odpowiedziała moja matka bez większego wysiłku.
- Zawsze wszystko musi być po waszej myśli !!– krzyknęłam.
Szybko wbiegłam do mojego pokoju i chciałam jak najszybciej opuścić to miejsce oraz tych ludzi przez których zniszczyłam sobie dzieciństwo, którego praktycznie nie posiadałam. Ze szkolnej torby wyciągnęłam wszystkie zeszyty, których nie zostawiłam w szkole i spakowałam do niej kilka ubrań. Po cichutku omijając skrzypiące stopnie zeszłam ze schodów, dzięki czemu znalazłam się w naszym niewielkim salonie. Od drzwi wejściowych dzieliło mnie zaledwie kilak metrów. Rozejrzałam się jeszcze i wyszłam. Odetchnęłam świeżym powietrzem i ruszyłam w moją drogę do hmm.. NIKĄD. Szłam powoli równym krokiem rozglądając się po okolicy. Mijałam bardzo ładne domki z równie pięknymi ogrodami. W oknach niektórych z nich można było dostrzec rodzinę zasiadającą do kolacji. Wszyscy byli tacy szczęśliwi, zachowywali się jakby otaczający ich świat nie wniósł żadnego zła do ich życia. Liczyli się tylko oni. Samotna łza spłynęła mi po policzku, lecz starłam ja bardzo szybko skrawkiem rękawa mojej bluzy. Doszłam do krzyżówki niedaleko hipermarketu. Rozejrzałam się jeszcze na boki i uszyłam do przodu. Kiedy znajdowałam się mniej więcej w połowie trasy usłyszałam głośno jadący samochód. Od razu przekręciłam głowę w kierunku źródła dźwięku. Zbliżał się do mnie z zawrotną szybkością. Światła padające na moją postać oślepiły mnie. Zamknęłam oczy z nadzieją, że to nie dzieje się na prawdę i, że kiedy je otworze wszystko zniknie. Lecz kiedy usłyszałam pisk wszystko prysło niczym bańka mydlana, a moim ciałem zawładnęła ciemność i straszny ból.


****kilka dni później ****

LOUIS

Dzień jak co dzień znów poszedłem do szkoły stanąłem pod "naszym" drzewem  i przyglądałem się mijającym mnie uczniom. Próbowałem w tym całym tłumie znaleźć Alice, lecz niestety od kilku dni jak by zapadła się pod ziemię, lub co gorsza zaczęła mnie unikać. Stałem tak jeszcze sam do puki nie zauważyłem reszty bandy idących szybkim "wesołym" krokiem w moim kierunku, no może nie wliczajmy w to Stylesa, który wlókł się za nimi niczym.. a sam nie wiem nie mogę znaleźć porównania. Przywitałem się z chłopakami i zaczęliśmy naszą codzienną rozmowę, lecz przerwał ją Hazz.
- Lu możemy pogadać??- zapytał 
- Penie coś się stało?
- Chodź to ci powiem. - odeszliśmy kawałek od miejsca naszego spotkania..
- Pamiętasz dostałem nowy wóz..
- Tak mówiłeś mi przyjechałeś nim dzisiaj?
- N..nie - wyjąkał
- Harry co się dzieje.?
- No bo widzisz dwa dni temu wsiadłem do niego i pojechałem go trochę rozruszać. No i tak sobie jechałem i na jednym ze skrzyżowań ktoś stał - zamilkł
- Proszę cię tylko nie mów że go zabiłeś?! 
- Proszę ci Lu ciszej. Nikogo nie zabiłem...
Tylko widzisz jak by to powiedzieć po.. po.. potrąciłem pewną dz.. dziewczynę- zaczął się jąkać. 
- Jaką dziewczynę znam ją??
- Ttt.. ak.
- Jeny wyduś to z siebie.!!
- Bo t..t..obyła Al.
-  Że co!!!
- Ja nie chciałem na prawdę tak samo wyszło!!- zaczął się tłumaczyć.
Nie wytrzymałem tego chwyciłem go za szmaty i przycisnąłem do  szkolnego murku. 
- Ty idioto coś ty jej zrobił to moja siostra!- krzyczałem przez łzy - dlaczego nic nie powiedziałeś?
- Bałem się, że mnie znienawidzisz, ale jak widać po twojej reakcji to już się stało.. ale czekaj coś ty powiedział to twoja siostra z kąd to wiesz??
- Nie twój pieprzony interes.. a co do tego to masz rację jesteś nikim.. Poinformowałeś chociaż jej rodziców?
- Byłem tam ale jej rodziców nie mam w domu podobno się wyprowadzili. Zastałem tam tylko jakieś stare małżeństwo - mówił ze strachem w oczach.
- Zostawali ją tu samą??
- Ja nic nie wiem..
- A w jakim jest szpitalu??
- Św. Tomasza.
Popchnąłem go jeszcze na ścianę i odszedłem  od "kumpla". Reszta patrzyła na mnie ze zdziwieniem. Wziąłem swoją torbę i ruszyłem w kierunku wyjścia.
- Lu co się dzieje?- zapytał zdezorientowany blondyn.
- Nic nie będzie mnie dzisiaj na lekcjach nie wiem wymyśl coś jak by się o mnie pytali.
- A gdzie idziesz?- dociekał
- Do szpitala..
- Louis powiedz mi proszę co się stało..
- To że ten debil potrącił Ali na pasach i teraz jest w szpitalu - powiedziałem to dość szorstkim głosem i ruchem głowy pokazałem na Hazze siedzącego pod murkiem..
- Ale jak to - zapytał blondyn już lekko łamiącym się głosem..
- Nie wiem zapytaj tego ta..
- Przepraszam- Powiedział i odbiegł
- Niall!Niall stój - krzyczałem za nim ale to nic nie dawało.
W końcu wyszedłem ze szkoły. Od razu skierowałem się na parking gdzie stał mój samochód. Włożyłem kluczyk do stacyjki. Przekręciłem raz, drugi i nic postanowiłem spróbować jeszcze raz, na szczęście się udało. Z piskiem opon wyjechałem ze szkolnego parkinu. Droga była dzisiaj strasznie dłuuuga. Wszystkie światła które na niej były jak by specjalnie na złość zapalały się przede mną na czerwono. Jednak kiedy dotarłem do szpitala szybko wysiadłem z samochodu. Zamknąłem go i popędziłem do recepcji. Po wielkich trudach dowiedziałem się, że Alice jest na badaniach. W sumie to nie jest bo jest w nieprzytomna ale jak to inaczej na zwać.. Usiadłem na korytarzu niedaleko drzwi od jej sali. Szpital jak szpital wszystko
było strasznie przytłaczające, nie było prawie żadnych żywych kolorów. Tylko jakieś długie nie za jasne korytarze a na ich końcach jak to zazwyczaj bywa okna, które nie dawały zbyt dużo światła. W tej chwili nie mogłem praktycznie nic zrobić. Siedziałem bezczynnie i rozmyślałem nad całym moim życiem. W tym czasie minęło mnie wielu pacjentów, doktorów czy pielęgniarek. A po dziewczynie nie było żadnego śladu jak by zapadła się pod ziemie. Co chwilę sprawdzałem godzinę na telefonie a ta jak na złość praktycznie się nie zmieniała. Jeszcze chyba nigdy w życiu czas tak strasznie mi się nie dłużył. Kiedy tylko drzwi od jednej z sal o otwierały się a ja wstawałem z nadzieją, że to właśnie ta, w której znajduje się moja siostra. Jednak kiedy w końcu z jednej z nich wyszedł lekarz i szedł jak by w moim kierunku wstałem niczym oparzony i podbiegłem do niego.
- Panie doktorze co z Alice??
- Zależy kim pan dla niej jest nie wiem czy mogę udzielić Panu takie informacje.
- Jestem jej bratem dzisiaj się o wszystkim dowiedziałem proszę nich Pan coś powie błagam.
- No więc tak pacjentka trafiła do nas dwa dni temu z licznymi zadrapaniami i siniakami spowodowanymi zapewne uderzeniem. Na szczęście nie ma żadnego złamania, lecz niestety kila uszkodzeń wewnątrzusznych, jednak robimy wszystko co w naszej mocy by pacjentka wróciła do zdrowia,także proszę się o nic nie martwić. A i jeszcze bym zapomniał twoja siostra jest aktualnie w śpiączce farmakologicznej do czasu kiedy jej stan poprawi się na tyle aby można było ją wybudzić.  
- Dziękuje. A mógł bym ją zobaczyć?
- Niestety dzisiaj jeszcze nie ma takiej opcji, ale od jutra będzie już pan mógł do niej wejść. Na razie może sobie pan tylko popatrzyć na nią przez szybę. To dla jaj dobra na prawdę.
Odszedł i schował  się za białymi drzwiami od swojego gabinetu. A ja stałem chwilę zastanawiając się nad jego słowami. Podszedłem do okna i wpatrywałem się w dziewczynę. Zwykle zaróżowione i uśmiechnięte były blade, bez wyrazu jak cała reszta. Tak strasznie chciałem ją dotknąć, lecz nie mogłem przyłożyłem dłoń do szyby. Czułem się jak bym to ja zawinił, jak bezużyteczny grat. Nie znam jej za długo ale to moja kochana młodsza siostra. Wniosła jakąś cząstkę siebie do mojego "szarego" życia. Poczułem jak łzy powoli zaczynają spływać po moich policzkach wyznaczając jakieś nie znane nikomu szlaki. Nie miałem siły aby je ścierać. Przemijają tak samo jak życie nigdy nie wiesz kiedy będzie jego koniec. Stałem i patrzyłem na Alice taka mała osóbka a obdarowała mnie tak wielkim uczuciem do siebie, że nie pozwolę już nikomu jej skrzywdzić. Nikt nie ma do tego prawa nie wiem jak wcześniej funkcjonowałem bez tej dziewczyny obok siebie,ale teraz wiem, że jeżeli zabraknie mojej siostrzyczki obok mnie moje życie przeminie. Straci wszystkie kolory, stanie się szare smutne i bez radości, którą wnosi ONA.
Okło godziny 21 zostałem wysłany przez pielęgniarki do domu. Tak strasznie nie chciałem opuszczać tego miejsce. Tak strasznie chciałem tam być, lecz nic nie przekonało pań w białych spódniczkach.. Zaparkowałem na podjeździe przed domem. Wyszedłem z pojazdu i  ruszyłem w stronę drzwi. Wszedłem do środka gdzie zastałem rodziców czekających.. na mnie.
- Gdzie ty byłeś?- krzyknął ojciec
- Jak to gdzie?
- Wiemy, że nie było cie w szkole. Wracasz do domu po 22 więc pytam się gdzie byłeś. - kontynuował swoje przesłuchanie..
- Byłem w szpitalu..
- A po co?
- U siostry. - odgryzłem się
- Przecież ty nie masz siostry nie wciskaj mi kitu.. - warknął
- A chcesz się założyć bo mnie się wydaje inaczej. Ma na imię Alice mieszkała niedaleko lasku. Nie wiem dlaczego jej nie chcieliście i oddaliście ją do adopcji co ona wam takiego zrobiła hmm??
- Z kąd ty to wszystko niby wiesz co?
- Nie odpowiedziałeś mi na pytanie a poza tym nie twoja sprawa co?
- Jak ty się wyrażasz do własnego ojca jak śmiesz...
- Zwracam się do niego tak jak na to zasłużył a poza tym nie wiem nawet czy mogę was nazywać moimi rodzicami może ja nie jestem waszym dzieckiem. A tak pyzatym ciągle nie am was w domu zawsze jestem zdany na siebie ni chce mieć tyle pieniędzy co mam teraz wolę normalną rodzinę ale jak widać mam zbyt duże wymagania. - zamilkłem zresztą tak jak oni..
- Lu ale to nie tak- odezwała się w końcu moja matka.
- No to wytłumaczcie mi jak to było jak jest bo ja nie mam pojęcia.
- No dobrze, więc twoja siostra znaczy Alice była jak by to powiedzieć niechcianym dzieckiem. Od kąt ty się urodziłeś mieliśmy masę spraw na głowie a do tego muszę przyznać, że nie byłeś zbyt grzeczny. Cała nasza firma legła by w gruzach bo nie miał by kto was wychowywać. A państwo Bailey chcieli mieć dziecko. Więc postanowiliśmy, że po prostu oddamy ją do adopcji a oni na reszcie doczekają się "potomka".
- Nigdy za nią nie tęskniliście?- zapytałem z niedowierzaniem..
- Szczerze to nie zbyt mieliśmy same problemy z tobą a do tego jeszcze doszła firma.
- A mieliście chociaż zamiar mi kiedykolwiek powiedzieć?
- Nie - odpowiedzieli zgodnie
-To nie miało nigdy ujrzeć światła dziennego. Widzisz.. teraz już to wszystko nie będzie już takie proste. Słyszałam, że jej rodzice się wyprowadzili bo odziedziczyli coś tam w spadku ale nie jestem tego pewna takie chodzą głosy po mieście. A ty pamiętaj nie przyprowadzaj jej nigdy do nas do domu wolimy z ojcem, jak nadal będziemy dla siebie obcy.
- Ja was na prawdę nie rozumiem jesteście potworami. Spojrzałem na nich i pognałam schodami na górę. Trzasnąłem za sobą drzwiami i zamknąłem je na klucz. Rzuciłem się na niepościelone łóżko bo jak to zwykle rano bywa nie miałem na to czasu ani chęci. Wpatrywałem się w sufit i myślałem nad moim życiem. Jak mogłem mieszkać pod jednym dachem z nimi i nic nie zauważyć, oni są wpatrzeni tylko i wyłącznie w czubek własnego nosa. Poszedłem jeszcze do łazienki. Ogarnąłem się wziąłem prysznic i już przebrany w moją "piżamkę" położyłem się z powrotem. Nie zaważałem już na krzyki dochodzące z salonu tylko myślałem jak pomóc sobie i siostrze w naszym przyszły życiu..



Nie wiem co mam napisać pod tym rodziłem
nie jestem dobra w takich rzeczach. 
Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Komentujecie roszę nie wiecie ile to do nas znaczy
dla was to chwilka a dla nas wielka radoooość.
A tak to nie wiemy czy wo gule ktoś to czyta czy nie..
Jeśli tak to  dla wszystkich pamiętajcie kochamy was ♥♥♥

3 komentarze:

  1. Świetny rozdział tak jak zresztą każdy inny. Przepraszam, że nie komentowałam wcześniej, ale dopiero co znalazłam tego bloga. Genialny pomysł na opowiadanie,tylko szkoda, że Lou jest jej bratem, bo miałam nadzieję, że kimś znaaacznie więcej, ale okey. Czekam na następny Miley xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział! Czekam na następny <33 Zapraszam też do mnie http://onedirection-icanloveyoumorethanthis.blogspot.com/ ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Niesamowity przebieg akcji ! I ja też was KOCHAM ! ♥

    OdpowiedzUsuń