środa, 3 lipca 2013

Rozdział II

Już miałam dotknąć jego twarzy.
Już miałam poczuć jego usta na moich.

Miało się to stać, no właśnie... miało.
Z mojego "drugiego świata" wybudził mnie krzyk mojej mamy dobiegający z korytarza.
- Alice, wstawaj szybko, bo spóźnisz się do szkoły!
Niechętnie przetarłam oczy, ziewnęłam po czym wstałam z łóżka, jeśli w ogóle można to tak nazwać i podeszłam do szafki.
Z racji, że stała ona obok okna, mogłam spokojnie stwierdzić, co na siebie ubrać.
Zanim miałam się szykować, otwarłam okno, by się trochę wywietrzyło. Promienie słońca jak i powiew wiatru od razu wybudził mnie "ze snu".
Z półki w szybkim tempie wyjęłam czerwony T - shirt i czarne szorty, po czym podąrzyłam do "łazienki".
~*~
Dzisiaj lodówka również nie była urozmaicona.
Masło, drożdże, słoik musztardy i plasterek szynki - to były jedyne produkty, które znajdowały się wewnątrz.
Z dezaprobatą zamknęłam drzwiczki. Moją uwagę przykuła żółta karteczka. Ciekawa zaczęłam czytać jej zawartość.

"Córciu!
Musieliśmy pojechać do wujka Dana w pewnych sprawach.
Może nas nie być nawet do północy, więc na stole zostawiliśmy
pieniądze, oraz listę zakupów.
Za resztę możesz kupić sobie coś, co wpadnie Ci w oko.
Kochamy Cię.
Mama i Tata ;* "

Tak jakby nie mogli powiedzieć mi tego osobiście...
Potargałam papier na malutkie kawałeczki i wyrzuciłam do kosza.
Swój wzrok przeniosłam na banknot o nominale dwustu złotych.
Sporo kasy...
Gdy zobaczyłam świstek leżący po prawej stronie, załamałam ręce. Było tam wymienione chyba z dwadzieścia parę produktów. Suma Sumarom dla mnie zostanie jakieś pięćdziesiąt, maksimum sto złotych.
Nie, żebyście mnie źle zrozumieli, ale denerwowało mnie to, że ani mama, ani tata nie pójdą do jakiejś uczciwej i "dobrze płacącej" pracy. Okay, również im pomagam, ale do cholery jasnej, jest dwudziesty pierwszy wiek!
Zaburczało mi w brzuchu. Już chciałam wziąć w ręce jabłko, lecz nawet tego już nie było.
Spojrzałam na zegarek. Za dwadzieścia pięć minut miały zacząć się lekcje.
Super, nie ma co!
Ile sił w nogach pospiesznie wzięłam plecak do rąk, otwarłam drzwi i z impetem je zamknęłam.
~*~
Do szkoły zaszłam ( czyt. dobiegłam ) w około piętnaście minut, a może nawet i mniej?
Przechodząc przez bramę szkolną mój wzrok powędrował w prawą stronę.
Stał tam, jak zwykle pod wielkim dębem, ze swoją paczką.
Od razu przypomniał mi się wczorajszy incydent. Na samą myśl uśmiechnęłam się "pod nosem". Ich wzroki znienacka spoczęły na moim ciele. Przyglądali mi się od góry do dołu.
Jak to dobrze, że mam na sobie te 'lepsze' ciuchy...
Spojrzałam na Louisa.
Jak zwykle wyglądał nieziemsko. On widząc, że się na niego gapię, "puścił" mi oczko.
Reszta promiennie się do mnie uśmiechnęła.
Czyżby Lou powiedział im o tym...?!
Znałam imiona całej bandy.
Ten pierwszy od lewej był to Zayn,który również nie grzeszył urodą, obok niego Liam - miły gościu, następnie Harry - straszny flirciarz. Sięgając pamięcią, w podstawówce się do mnie przystawiał, ale to pomińmy. Potem o drzewo opierał się mój ideał, a za nim... no właśnie, tego chłopaka za dobrze nie znałam...
Jako jedyny nie patrzył się na mnie, wręcz przeciwnie, siedział na trawie ze spuszczoną głową. Brunet z końcówkami o odcieniu blondu, ubrany w czerwoną koszulkę, czarne spodnie i białe buty, jak mniemam "Supry".
Widać, że spokojny człowiek...
Czując cały czas na sobie ich oczy potrząsnęłam głową i szybszym krokiem poszłam do szkoły.
~*~
Zamykając szafkę usłyszałam za sobą parsk śmiechu. Szybko odwróciłam się, by zobaczyć kto to.
Stała tam nie kto inny jak Natalie ze swoimi koleżankami.
- Proszę, proszę, kogo ja tu widzę... W samej osobie panna Bailey. Ładnie to tak uciekać w środku lekcji? - z głupkowatym uśmieszkiem powiedziała Collins. - Boże, po ile te ciuchy były w Lumpeksie? - lalencje z tyłu zaczęły się potajemnie uśmiechać.
Chciałam jej przywalić z całej siły w twarz.
- Haha, dobre, a ty i twoje lalunie po co nakładacie tyle kilo tapety? Nie musicie ukrywać pryszczy czy zmarszczek, w końcu... to naturalne w tym wieku. - w tym samym momencie zadzwonił dzwonek - Oj, wybaczcie, zmykam na lekcje. - i wyminęła je.
~*~
Lekcje jak zwykle ciągnęły się, tak jakby czas zwolnił kilkakrotnie.
Na lekcjach jak zwykle nie byłam aktywna. Moja głowa była nabita tylko jedną osobą: Szatynem o najpiękniejszych oczętach na kuli Ziemskiej.
Ile bym za to dała, żebyśmy się zakolegowali... - pomyślałam.
Uczniów przed budynkiem ubywało, zapewne albo do sklepów, albo do swoich domów.
Jednak ta grupka stała tak jak rano w tym samym miejscu. Chociaż, że byli na terytorium szkolnym, jeden z nich - Zayn, trzymał w palcach papierosa, a reszta czyli Lou, Hazza i Liam w rękach miała puszki piwa.
Nie chciałam się zbytnio rzucać im w oczy, więc jak najszybciej zniknęłam z pola widzenia. Nagle poczułam na moim nadgarstku czyjąś ciepłą dłoń, skutkiem czego stałam twarzą w twarz z tą osobą.
- Tak apropo to hej. - uśmiechnął się do mnie.
Fuck! Jak on seksownie wygląda! I jeszcze się ze mną przywitał...O Boże! Zgon!
- Cz - cześć. - odpowiedziałam, jąkając się.
- Ładnie dziś wyglądasz. - stwierdził.
Nogi mi zmiękły a policzki wkroczyły do akcji. Mówiłam Wam, że jestem wstydliwa?!
- Dziękuję, przepraszam, ale się spieszę... - zaczęłam odchodzić.
- Czekaj! - momentalnie się odwróciłam. - Dasz mi swój numer telefonu?
Co mam zrobić? Dać, czy nie?!
- Yym... okay.
Podałam mu te cholerne dziewięć cyferek. Na jego twarzy malował się triumfalny uśmieszek.
- To do usłyszenia. - powiedział na odchodne.
- Pa. - spojrzałam jeszcze na jego znajomych.
Czułam wzrok Mulata na sobie. Po raz kolejny się zaczerwieniłam i ze spuszczoną głową poszłam do domu po pieniądze i listę.
~*~
To też kupiłam... dobra, to wszystko - mamrotałam do siebie.
Ni stąd, ni zowąd wleciało we mnie jakieś dziecko. Wszystkie siatki latały w powietrzu i rozsypywały produkty w nich zawarte.
- Jezu! Przepraszam, ja nie chciałam... - przede mną stała mała Brunetka z dwoma warkoczykami po bokach, które dodawały jej urody. Oczy były koloru niebieskiego. Na sobie miała zieloną sukienkę w białe kropki.
- Nic nie szkodzi, zaraz się to pozbiera...
- To wszystko przez brata!
- Przez brata? - zaciekawiło mnie.
- Tak, gonił mnie, bo zjadłam mu trzy kanapki, gdy on poszedł zrobić siusiu. - mówiła poważnie, jej ton aż mnie rozśmieszał. - Ej, nie śmiej się... O Boże! Biegnie! - schowała się za mną.
- Alex, zabiję cię! - krzyknął z dala chłopak.
Dziewczynka przytuliła moje nogi po czym lekko się wychyliła.
Przyjrzałam się mu dokładniej.
Czerwony T - shirt, czarne spodnie, białe Supry. Popatrzyłam się na jego twarz.
Blond końcówki, brązowe odrosty.
Znajomy Louisa!
- Alex, nie wygłupiaj się i puść panią!
- Ej, facet, nie znam cię! - powiedziała mała.
- Jak to mnie nie znasz? - spytał się Blondyn. - Ja ciebie strasznie przepra... - zwrócił się do mnie i urwał.
Czyżby mnie poznał? Tego nie wiem. Jego wzrok przeszedł na jego stopy, a policzki zaczęły nabierać koloru bordowego.
- Alex! Proszę cię!
- No dobra... ale muszę jeszcze pozbierać to co rozsypałam. - mała wywróciła oczami.
- Nie musisz, idź, sama pozbieram...
Chłopak momentalnie uklęknął na asfalcie i zaczął zbierać produkty i wkładać je do siatek.
- Strasznie cię przepraszam za nią... zbyt rozbrykana dziewucha! - powiedział to patrząc na dziewczynę.
- Nie trzeba, serio. - uśmiechnęłam się nieśmiało co on odwzajemnił.
Po zebraniu wszystkiego z chodnika wyprostowałam swój kręgosłup i powiedziałam - Dziękuję, bardzo dziękuję! - popatrzyłam na jego oczy.
Były tego samego koloru, co jego siostry, a może i ładniejsze? Ten kolor.... błękitny jak niebo lub morze...
Otrząsnęłam się w myślach.
- To żaden problem. - odpowiedział.
Nastała nieprzyjemna cisza, chciałam stamtąd już dawno uciec, ale jakoś nie mogłam.
- Ja już może pójdę... - przerwałam.
- Chodź tu! - krzyknęła Alex do chłopaka.
- Już idę... - wymruczał. - Jeszcze raz przepraszam... - podrapał się po głowie.
- Okay, było minęło. To do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Szłam tak ulicą i przypomniałam sobie, że nie wiem jak on ma w ogóle na imię.
Eh, i tak mi to nie potrzebne...
Gdy doszłam do domu przekręciłam klucz, popchnęłam drzwi do wewnątrz, przeszłam przez próg i poszłam rozpakować zakupy do kuchni.
~*~
Obrobiona z lekcji, pojedzona, wymyta i przebrana w piżamę ułożyłam się na łóżku.
Zaczęłam rozmyślać, jakie to by było moje życie, gdybym była bogata i miała chłopaka.
Tą czynność przerwał mi dźwięk informujący o nowej wiadomości.
Do ręki szybko wzięłam mój smartphone. Tak, stać mnie kiedyś było na takie rzeczy...
Przejechałam palcem wskazującym po ekranie.

Dostałeś 1 wiadomość.
Od Nieznany numer.
"Miłych snów życzę. :)
Louis xoxo "

Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się wielki "banan". Chciałam coś mu odpisać na przykład "Dobranoc", ale oczy same mi się lepiły.
Odłożyłam komórkę na malutką szafkę nocna, położyłam się na plecach spojrzałam jak zwykle na sufit, ujrzałam tam Jego jak i drugą czyjąś twarz. Zmarszczyłam brwi, bo z jakiej okazji widziałam tam Zayna?
Pomrugałam kilka razy, potrzepałam lekko głową, zgasiłam lampkę, ułożyłam się, zamknęłam oczy i uciekłam do mojego kraju.
Kraju marzeń...
*****************************************
Przepraszam za jakikolwiek błąd!
Dodawajcie się do obserwowanych i komentujcie, bo dla Was to kilka sekund, a dla nas:
- Banan na twarzy,
- Ogromna motywacja,
- Chęć i wena.
Loffciam! :D/ jakaś tam xD



2 komentarze:

  1. Super ! Czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Moo jak tak idzie odzboczenionwywanie sie (wymyslanie slow mi nie za dobrze idzie)
    rozdzial miod malinka i odzedzki ^_^
    zycze wam wenki do nastepnych zaje*istych rozdzialów
    P.S. ja juz mam metlik we lbie to Alice w koncu z kim bedzie jezu ja juz nwm o.O
    Lou... Zayn... NIall.... ja juz niewiem
    jak juz mowilam weny zycze i pozdrawiam :D
    P.S.P.S. mozecie usunac tre glupie wpisywanie literek zeby dodac komentarz bo mnie to juz wkurza ... -_-

    OdpowiedzUsuń