niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział I

Taki piękny sen a to głupie ustrojstwo zwane powszechnie przez wszystkich budzikiem postanowiło mnie z niego wybudzić. Co za palant to wynalazł. Leniwie otworzyłam oczy spojrzałam na delikatnie odsłonięte okno. Zapowiadała się dzisiaj piękna pogoda, a ja jak zwykle muszę iść do szkoły. Leniwie usiadłam na łóżku na początku spuściłam jedną nogę zaraz za nią podążyła druga. Jeszcze ospała  podeszłam do zniszczonej szafy i wybrałam pierwsze lepsze ciuchy, następnie udałam się do łazienki gdzie obmyłam twarz zimnom wodą, oraz umyłam zęby. Szybko przebrałam się w znoszone już dość mocno ciuch. Wzięłam
jeszcze plecak z pokoju i zeszłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę, która jak zwykle świeciła pustkami. Zamknęłam ją z zażenowaniem. Odwróciłam się wzięłam ostatnie jabłko z kolorowego półmiska i wyszłam z domu. W trakcie mojej codziennej wędrówki do szkoły mijałam różnych ludzi o różnych twarzach i narodowościach. Jedni ze smutkiem wymalowanym na ustach ciągle gdzieś się spieszyli, za to inni  zawsze radośni z promiennym uśmiechem przemierzali miasto wręcz w podskokach. Kiedy doszłam do budynku szkoły wszystkie moje pozytywne myśli wyparowały momentalnie. Przeszłam przez bramę i już znajdowałam się na jej terenie. Szłam z głową spuszczoną w dół, do puki do moich uszu nie dotarł najcudowniejszy śmiech pod słońcem. Zatrzymałam się i gwałtownie podniosłam głowę i ujrzałam chłopaka moich marzeń. Stał niedaleko wejścia do szkoły. Wpatrywałam się w niego do puki nie usłyszałam śmiechów za moimi plecami. Speszona szybkim krokiem weszłam do budynku. Przecisnęłam się przez tłum uczniów jak zwykle plotkującym o czymś przed lekcjami do mojej szafki. Wpakowałam do niej wszystkie nie potrzebne mi książki. Zatrzasnęłam za sobą niebieskie drzwiczki i ruszyłam pod klasę, w której miała się odbyć moja pierwsza lekcja w tym tygodniu czyli muzyka. Nie był to mój ulubiony przedmiot ale też go nienawidziłam. Co prawda umiałam śpiewać, ponieważ jak chodziłam jeszcze do podstawówki brałam udział w licznych konkursach, lecz od kąt chodzę do tej szkoły postanowiłam już nigdy nie zaśpiewać przy nich. Byłam, jestem i zapewne będę życiowym nieudacznikiem. W szkole jak i poza nią nie mam przyjaciół no chyba, że mówilibyśmy o zwierzętach ale o takowych na razie nie myślimy. Nie wiem dlaczego uczniowie tak mnie nie na widzą, może przez to, że nie noszę markowych ciuchów jak większość, lecz to żaden powód....
Moje rozmyślanie nad żałosnym życiem przerwał mi Pan Blue zmierzający ku drzwiom od sali . Weszliśmy do klasy, ja jak zwykle zajęłam miejsce w ostatnim rzędzie pod oknem. Zazwyczaj podczas nudnych lekcji patrzyłam przez nie na bawiące się na niedaleko położonym placu zabaw.
- Dzień dobry. Mam nadzieję, że miło spędziliście weekend i przygotowaliście piosenki, które dzisiaj mi zaśpiewacie?- rozglądał się po klasie- Po waszych minach sądzę jednak, że zapomnieliście, lecz nie martwcie się na pewno znajdziemy wspólne rozwiązanie.
On nie tylko nie to nie śpiewanie trzeba coś wymyślić, lub zaśpiewać. O nie nie to drugie odpada. Co robić?
Zaniepokojona siedziałam na krześle i wpatrywałam się w nauczyciela pilnie przeglądającego dziennik. Modliłam się w duchu aby nie wyczytał mojego nazwiska.
-No to morze Panna Collins?
-Ja?
-Tak ty.- odpowiedziała jedna z dziewczyn ze szkolnej elity od razu zrobiło mi się lżej na sercu.
- Wie pan dziś strasznie boli mnie gardło ale zaśpiewać by mogła Alice w końcu on jeszcze nigdy nie pokazała nam jak śpiewa.. - z chytrym uśmieszkiem spojrzała na mnie. Przyłatałam raz na nią raz na Pana Blue po drodze łapiąc inne spojrzenia uczniów. Nie wiedziałam co robić. Wzięłam szybko torbę leżącą po ławką i wybiegłam z sali. Biegłam przed siebie przez  opustoszył korytarz. Jeszcze jeden zakręt i z tą wyjdziesz. Skręciłam i Bum. Szlak, zaczęłam szybko zbierać wszystkie rzeczy rozsypane na podłodze. Nawet nie parząc na osobę , która zapewne ucierpiała. Szybko podniosłam się z podłogi i wybiegłam z budynku. Pobiegłam nad jezioro. Chodziłam tam zawsze w tedy, kiedy chciałam się wyciszyć. Usiadłam na jednej z zielonych ławek i wpatrywałam się w niemalże nieruchomą toń wodną. Założyłam słuchawki na uszy i próbowałam się wyciszyć i uspokoić. Nie wiem ile tam przesiedziałam. Wstałam powoli z ławki i powolnym krokiem zmierzałam w stronę domu. Byłam tam dopiero po 30 minutach. Weszłam do domu i  się skierowałam momentalnie do mojego pokoju znajdującego się na poddaszu.
- Zejdź za raz na dół, bo za chwilkę będzie obiad. - krzyknęła moja mama
-Jakoś nie jestem głodna. - odkrzyknęłam.
Weszłam do pokoju rzuciłam torbę w najodleglejszy kąt w pokoju i zaraz z niego wybiegłam z niego jak i z domu. Zaraz udałam się do stadniny, gdzie osiodłałam jednego z moich ulubionych koni. Zasiadłam go i udałam się na dróżkę prowadzącą wzdłuż autostrady a między drogą prowadząca do mojego domu , gdzie zazwyczaj ścigałam się z samochodami.
-Dobra  Eclipse ruszamy za tym czarnym wyścigowym samochodem.. Teraz - gwałtownie ruszyliśmy na początku byliśmy troszkę za czarnym cudem techniki, lecz już po chwili szliśmy łeb w łeb. Kiedy kierowca zauważył, że zaczynamy go wyprzedzać ewidentnie docisnął pedał gazu.
-O nie nie dam ci wygrać no proszę szybciej to tylko do tych drzew tam dalej już nie biegniemy przecież wiesz. Mocniej chwyciłam za wodze i wydawało mi się,że dośpi szyliśmy i znów wyprzedziliśmy ten samochód.
-Ooo. tak dalej dale- zaczęłam piszczeć.. koniec , wygraliśmy jest. Poklepałam go po grzbiecie i ruszyliśmy do domu, ponieważ zaczęło się ściemniać. Kiedy dojechaliśmy na miejsce zauważyłam podjeżdżający luksusowy samochód po nasz  skromny dom.  Podjechałam bliżej i zauważyłam chłopaka wysiadającego z niego. Podjechałam jeszcze bliżej. O kurcze to Tomlinson co on tu robi. Policzki momentalnie zrobiły mi się czerwone. Zeszłam z konia i podeszłam do rozglądającego się chłopaka. 
-Przepraszam zgubiłeś się? - zapytałam
-Spojrzał na mnie i się zaśmiał- Nie raczej nie to chyba ty coś dzisiaj zgubiłaś - podał mi mój telefon - nie zabrałaś go jak na mnie wpadłaś, a tak wo gule to fajna tapeta - zaśmiał się
Myśl jak tapeta... Oooo kurcze on jest na tapecie myśl myśl..
- Jaka tapeta? - udałam zdziwioną - A tak apropo to nie wiesz, że nie ładnie komuś grzebać w telefonie?
-Oj nie obrażaj się ja muszę już jechać pa.. - wsiadł do samochodu i pojechał..
Odstawiłam jeszcze Eclipse do boksu i wbiegłam do pokoju. Rzuciłam się na zdecydowanie za twarde łóżko, co poskutkowało jękiem wydobytym z moich ust. Obróciłam się na plecy i spojrzałam na sufit. Ujrzałam tam jego roześmianą twarz. Umierammm.. Zdecydowanie końcówkę tego dnia można zaliczyć do udanych.


Piszcie pod rozdziałem czy blog wam się podoba
i ogólnie co o tym myślicie..
Mam nadzieję,że wam się spodoba i nie ubędzie czytelników
lecz wręcz przeciwnie tak jak komentarzy :*


4 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały rozdział. Ty to umiesz pisać, zostaniesz w przyszłości pisarką, a z tych blogów napiszesz książki. naprawdę świetny blog, rozdział i po porostu nie wiem co pisać. @@@ Bajo

    OdpowiedzUsuń
  3. hejka świetny rozdział pisz dalej pisz
    i czekam na nexta
    buziaki i dużo weny

    OdpowiedzUsuń
  4. o.O śfffffffffietny
    czekam na next
    i wenki zycze :D

    OdpowiedzUsuń